Właściwie już od dawna miałem wrażenie, że w rozpostartych nad Urban-Loritz-Platz plandekach, chroniących plac przez deszczem, słońcem i śniegiem, tkwi coś szczególnego. Ilekroć na nie patrzę, myślę sobie, że planujący wizerunek tego miejsca architekci zainspirowali się formą skrzydeł nietoperza. Pewnej nocy, przemierzając – jak czynię to często – drogę do domu pod plandekami, zawarłem znajomość z TYM CZYMŚ.
Już z daleka zauważyłem, że dach wyglądał tego dnia jakby inaczej niż dotąd. Czyżby na placu było zdecydowanie ciemniej niż zwykle? Kiedy zatrzymałem się dokładnie pod dachem, nie świecił się rzeczywiście żaden z reflektorów oświetlających wieczorami plandeki od dołu. W budkach z przekąskami, w których zwykle o tej porze kręcą się szaszłyki i kebab, a kiełbaski smakowicie skwierczą na ogniu, panowały egipskie ciemności. Wydawało mi się, że w pewnym momencie plandeki przeszył dziwny dreszcz. Raz, a chwilę potem... znowu. Jak to możliwe?
Nagle poczułem delikatne szarpnięcie za rękę. Obok mnie stała mała dziewczynka. Patrzyła na mnie błyszczącymi w ciemności oczami. Na głowie zaś miała osobliwą czapkę. „Chodź ze mną” – powiedziała i pociągnęła mnie za rękę. Owo dziwne nakrycie głowy dziewczynki wieńczył długi ogon zakończony czerwoną gwiazdką, która migotała jak światło sygnalizacyjne na skrzydłach samolotu. „Trzymaj się mocno!” – krzyknęła w moją stronę, a kilka chwil później ku mojemu wielkiemu przerażeniu oderwaliśmy się od ziemi i zaczęliśmy wznosić się w górę, niczym balon na gorące powietrze.
Okrążyliśmy plandeki, zaczęliśmy wznosić się coraz wyżej i wyżej, a kiedy już dach ze swoimi skrzydłami, kolcami i zębiskami pozostał na tyle daleko pod nami, że mogliśmy w całości objąć go wzrokiem, dziewczynka kazała mi nacisnąć czerwoną, migoczącą gwiazdkę na końcu swej spiczastej czapki. Kiedy to zrobiłem, plandeki pod nami zaczęły tlić się pomarańczowym blaskiem jak węgielki, które żarzą się dopiero delikatnie, nieśmiało, a w które nagle wpada powiew wiatru. Po chwili z umocowań zerwał się połyskujący ferią ciepłych barw ognia smok, który mruczał jak kot i obserwował nas jakby rozbawiony, przyjmując przy tym przyjazny wyraz paszczy. „Zaczynajmy!”, powiedziała do niego dziewczynka, „nie mamy zbyt dużo czasu, a twój blask zachowaj dla książek!”.
Kiedy po miękkim lądowaniu, przycupnęliśmy na grzbiecie tego mitycznego stwora, który zresztą właśnie w tym momencie przestał błyszczeć, dziewczynka wyjaśniła mi, w jakimż to zdarzeniu mam wielki zaszczyt uczestniczyć: „Raz w roku, przed Świętami Bożego Narodzenia książkowy smok i ja pędzimy nad miastem i oprószamy wszystkie książki błyszczącym pyłkiem. Najwięcej tego pyłku staramy się zawsze strącać na książki dla dzieci. „I...i...i...”, wyjąkałem zupełnie rozkojarzony ze zdenerwowania, „... i co...co...co... powoduje ten błyszczący pył?” „Daj się zaskoczyć!”, zawołała dziewczynka i donośnym gwizdem kazała smokowi odlecieć. Smok burknął z zadowoleniem, zamachał ogonem i wierzgając łapami, tylko na pozór niezdarnie uniósł się w powietrze. Po chwili mknął znów po niebie, zwinnie niczym jaskółka przecinając powietrze. W porywach swej smoczej euforii wykręcił kilka pokaźnych kół nad placem, by zaraz potem na zawołanie dziewczynki zapikować niemal pionowo w dół, do jednego z otworów wentylacyjnych prowadzących do wnętrza Wiedeńskiej Biblioteki Głównej, która mieści się właśnie przy Urban-Loritz-Platz.
Szare i tak jakoś dziwnie wyblakłe wydawały nam się być ogromne, puste o tej porze pomieszczenia biblioteki. Nie było w nich ani żywego ducha. Tu i ówdzie, przez szczeliny i otwory wpadały do nich cienkie strumienie światła z ulicy. Nagle znowu rozległ się donośny gwizd. Usłyszawszy go, smok już gnał niczym huragan przez labirynt przestrzeni dzielących poszczególne regały z książkami, zmiatał książki z półek i rozsypywał na nie świetliście jasny, kolorowy pył, który zdawał się wskrzeszać niekończące się szeregi uśpionych tomów do życia. Trzepotały kartkami jak spłoszone ptaki, ale nie koniec na tym... Z wnętrza książek wyfruwały z brzękiem postaci z zawartych w nich opowieści, migocząc barwnie w powietrzu. Przeciągały się, kreśliły w powietrzu swoje zabawne wygibasy, robiły mnóstwo śmiesznych min, wirowały i tańczyły, podszczypywały się nawzajem, gaworzyły ze sobą w wielu różnych językach, by w końcu znowu zamilknąć, zastygnąć i dać się złapać, wciągnąć między okładki swoich książek, bo te robiły wszystko, by je schwytać, jak ryby polujące na swój pokarm! A kiedy książkom udało się wreszcie wyłowić wszystkich swoich bohaterów, zgodnie i już bez zamętu odfrunęły na swoje miejsca na półkach.
Gdy wreszcie udało nam się naszymi czarami odświeżyć także i ten ostatni, najbardziej ukryty kącik Wiedeńskiej Biblioteki Głównej, wykonaliśmy w powietrzu zwinny korkociąg i pofrunęliśmy przez otwór wentylacyjny z powrotem w górę. Na moją prośbę polecieliśmy jeszcze w kierunku dworca kolejowego Westbahnhof, potem poszybowaliśmy nad Mariahilfer Straße, by znowu wrócić na Urban-Loritz-Platz, gdzie musieliśmy się pożegnać, mimo że najchętniej fruwałbym z tą dwójką baśniowych postaci jeszcze dalej i dalej, przez całą noc. Oszołomiony, szczęśliwy i jednocześnie smutny stałem na placu z głową zadartą do góry i długo jeszcze wypatrywałem książkowego smoka i jego małej towarzyszki, którzy szybko zniknęli mi z oczu na tle nocnego nieba.
Kiedy następnego dnia wybrałem się do Biblioteki Głównej, plandeki jak zawsze wysiały rozpostarte nad placem i wyłapywały deszcz kapiący akurat z nieba. Nawet nie próbowałem doszukiwać się śladów magicznego, połyskującego pyłu, ani też szczególnie pozytywnego wpływu, jaki miałby on mieć na czytelniczki i czytelników odwiedzających bibliotekę, chociaż pokusa ta nie opuszczała mnie ani przez chwilę. Przystawałem co rusz i tylko przyglądałem się książkom, które sprawiały ludziom tutaj tyle radości, fascynowały ich, urzekały, skłaniały do rozmów o swoich opowieściach, poszerzały ich wiedzę i pogłębiały wzajemną tolerancję, a wszystko to w wielu językach świata. Bożonarodzeniowy czas nie mógł rozpocząć się piękniej.
Standort der Hauptbücherei – wien.at-Stadtplan
(Lokalizacja Biblioteki Głównej w Wiedniu na wirtualnym planie Miasta Wiednia)
Hauptbücherei am Urban-Loritz-Platz – Biblioteka Główna przy Urban-Loritz-Platz (niemiecki)
Büchereien Wien – Biblioteki w Wiedniu (angielski)
Büchereien Wien auf Facebook – Wiedeńskie Biblioteki na Facebooku
Informacje historyczne w Wien Geschichte Wiki (niemiecki):
Rysunek: Sandra Biskup
Tekst: Simon Kovacic
Tłumaczenie: Joanna Chwastek (Kraków)