Ten taras w Wiedniu, posadowiony w samym sercu linii metra, znacie go? Mam na myśli ten duży drewniany taras pomiędzy piątą i szóstą dzielnicą, pod którym mknie U-czwórka, a obok niego, w wielkim korycie z betonu i kamienia płynie rzeczka, Wiedenka, wierna towarzyszka linii metra U-4. Zamiast "posadowiony" należałoby być może powiedzieć raczej "położony", ponieważ taras leży, zakrywając swoją wydłużoną formą dość znaczną powierzchnię, przez co jego długość dominuje nad wysokością.
Słowo:"leżeć" i jemu pochodne są w tym opisie również dlatego bardziej trafne, ponieważ na tarasie znajdują się wygodne, rozłożyste ławki, na tyle szerokie, iż można się na nich położyć właśnie. Torba lub zwinięta kurtka pod głową i robimy sobie przerwę na krótki relaks. Dokładnie to po raz kolejny niedawno zrobiłem. I kiedy tak sobie leżałem, a nad moją głową mewy, które krążyły po niebie nad Wiedenką, czułem się tak, jakbym płynął przez środek Wiednia na pokładzie wielkiego, pełnomorskiego jachtu.
Kiedy tak sobie drzemałem, szum fal wmieszał się w miejskie pomruki ulicznego ruchu, a głosy dochodzące z sąsiednich ławek zamieniły się w rozmowy na przepływających obok łodziach, delikatnie kołysanych przez fale. Mewy nie szybowały już nad Wiedniem, lecz zataczały kręgi nad morskim portem.
W pewnym momencie jacht delikatnym szarpnięciem zerwał się z zakotwiczenia i pozwolił bajecznie powoli ponieść się prądowi rzeki w stronę centrum miasta. Przez chwilę zanurzyłem się w nurcie Wiedenki, a pomruki wody odbijały się echem od kamiennego sklepienia kanału.
Tuż przed Naschmarktem udało nam się w jakiś magiczny sposób powrócić na powierzchnię wody, a wtedy podążyliśmy niespiesznie dalej, manewrując między budkami i kawiarnianymi ogródkami. Z mojej leżanki w powitalnych gestach machałem ludziom, którzy nie mogli wyjść ze zdziwienia, a przepływając tuż obok nich, podkradałem jedzenie z ich talerzy. Sprzedawcy ze straganów rzucali mi prowiant, a tuż przez opuszczeniem Naschmarktu ze swojego siedliska w miedniczce na poszycie burty w mojej łodzi wskoczył rak. Pewnie postanowił dalej płynąć ze mną.
Kiedy moja łódź pokonywała Kärntner Straße, musiałem zasnąć, ponieważ niczego nie pamiętam, nawet Katedry Świętego Szczepana. Dopiero wartki nurt rzeki wzdłuż Rotenturmstraße wyrwał mnie ze snu.
Obiema rękami mocno trzymałem się mojej leżanki, by nie zsunąć się do wody, która piętrząc na prawo i lewo wysokie fale, mknęła w dół z Placu Świętego Szczepana w kierunku Donaukanal. Rak wcisnął się między deski burty na dziobie łodzi, nastroszył swoje antenki, ze stoickim spokojem utrzymywał je ku górze i wydawał się rozkoszować pianą fal, która co rusz go przykrywała.
Przyszło mi do głowy, że byłoby wspaniale, zgrabnie pokonać zakręt prowadzący do Donaukanal, podniosłem się więc żwawo, rozejrzałem się za mocnym uchwytem i znalazłem go w jednej ze skrzynek na kwiaty na burcie jachtu i prędko złapałem drążki i maszty, by zmienić kurs. Moja siła okazała się jednak niewystraczająca, by uporać się z tym manewrem. Zaniepokoiło to raka, który tkwiąc na dziobie, rzucił mi pełne niepokoju spojrzenie.
Nagle rozległ się donośny boom, wypadłem za burtę, lecz zdołałem się jej mocno uchwycić i wisząc tak, spostrzegłem, że zderzyliśmy się z tramwajem, który naprowadził nas dokładnie na ten kierunek, o który mi chodziło. I tak opuściliśmy naszą łodzią miasto i wpłynęliśmy na świeże, wartkie, turkusowe wody Donaukanal.
A potem musiałem znowu na chwilę zasnąć. Kiedy się obudziłem, sunęliśmy po wodach Dunaju przez Lobau, gdzie kormorany prężyły się do słońca tuż obok wylegujacych się na nim żółwi i ludzi. Rak postanowił nieco się ukryć. Chwilę potem, a może to była wieczność, przepłynęliśmy obok zamku w Bratysławie, a po kolejnej drzemce naszym oczom ukazał się węgierski Parlament lśniący w płytkim nurcie Dunaju.
W tym momencie rak wymamrotał: "I wszyscy ze sobą rozmawiamy". A ja dodałem, jakbym to powtarzał już z tysiąc razy i jakby gadający rak, był najnormalniejszą rzeczą na świecie: "ponad granicami państw", po czym znowu zasnąłem. Spałem tak aż do chwili, kiedy ze snu wyrwało mnie wołanie chłopca, który pozdrawiał nas z mostu Pančevo w Belgradzie. "Nasz przyjaciel" – mamrotał rak, a ja ponownie dodałem moje "ponad granicami państw", by zaraz potem znowu zasnąć.
Dunaj prowadził nas następnie jeszcze przez Bułgarię i Rumunię, ale niestety nic z tego odcinka nie zapamiętałem. Obudziłem się ponownie dopiero, gdy wypłynęliśmy na wody Morza Czarnego, a zapach Dunaju ustąpił miejsca słonawemu zapachowi otwartego morza.
Rak zwrócił się w moją stronę, wymamrotał: "Jestem Wiedeńczykiem" , zeskoczył z tarasu i znikł, a ja nie mogłem się powstrzymać, by raz jeszcze dodać do tego swoje trzy grosze: "ponad granicami państw". Ze smutkiem spoglądałem na oddalającego się raka, z którym zdążyłem się zżyć.
I w tym momencie poczułem czyjść dotyk na ramieniu.
"Halo?", usłyszałem męski głos. "Wszystko u pana w porządku?"
"Gdzie ja jestem? Chyba właśnie się zgubiłem".
"W piątej dzielnicy, w Wiedniu, na tarasie Wiental", odparłem.
"A gdzie podział się rak?", zapytalem po chwili.
"Jaki rak?"
"No jak to..., rak, który... umiał mówić i który...".
"Pił pan coś? Potrzebuje pan pomocy?"
"Nie, nie..., byłem na tarasie..., dokładnie na tym samym tarasie, na którym teraz stoimy... Byłem tutaj z rakiem... Ach, to była prawdziwa osobowość... i tak sobie rozmawialiśmy... o porozumieniu między narodami...". Z niedowierzaniem kiwałem głową.
"Szczerze mówiąc, myślałem, że pan sobie chlapnął nieco za dużo".
"Ależ skąd. Nie wypiłem ani kropli. Po prostu zasnąłem. Tutaj jest tak fajnie".
"A ja chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku i czy nie potrzebuje pan pomocy".
"Rozumiem i dziękuję. To bardzo miłe z pana strony".
Mężczyzna odjechał w końcu na swoim rowerze. A ja podziękowałem ławce, która podczas mojej podróży stała się dla mnie wygodnym legowiskiem, pożegnałem się z parkanem tarasu Wiental, chyląc przed nim czoła i rzucając w tego stronę: "do zobaczenia w krótce", po czym poszedłem w stronę najbliżej położonej stacji metra.
Zakotwiczony na dobre taras Wiental położony jest w 5. dzielnicy Wiednia: Standort der Wientalterrasse - wien.at
A tak wygląda taras Wientalterrasse: Wientalterrasse – Gestaltung - wien.at (niemiecki)
Więcej informacji o Wiedniu znajdziecie tutaj: City of Vienna (angielsku)
Rysunek: Sandra Biskup
Text: Simon Kovacic
Tłumaczenie: Joanna Chwastek (Kraków)